Moja historia
Zawsze byłam bardzo energiczną i kreatywną dziewczynką, a domownicy byli wiernymi widzami moich popisów tanecznych. Pierwsza przygoda z tańcem zaczęła się, gdy rodzice w 2003 roku zapisali mnie na zajęcia taneczne do Wolsztyńskiego Domu Kultury. Nigdy nie zapomnę dnia, w którym dostałam swoje pierwsze baletki, śliczną spódniczkę i body. Ahhh, jaka byłam z tego dumna!
Dorośli zapisują swoje dzieci na różnorodne zajęcia popołudniowe. Często nie pytając dzieci o zdanie, nie zważając na to, co lubią. U mnie było inaczej. Od małej dziewczynki czułam, że właśnie taniec sprawia mi szczególną radość, swego rodzaju euforia towarzyszy mi do dziś.
Pod koniec szkoły podstawowej zorganizowali w moim mieście nabór do grupy tanecznej współpracującej z orkiestrą dętą. Fakt było to coś innego. Dziewczyny tańczące z pomponami, buławą lub pałeczką, ubrane w piękne stroje z furażerką na głowie… i ten piękny makijaż! Oczywiście nie mogło mnie tam zabraknąć. Zagraniczne wyjazdy, wciąż to nowe wyzwania, na pewno pozwoliły mi szybciej dorosnąć. Lata mijały, a moja przygoda z tańcem wciąż trwała. Brałam udział w licznych warsztatach tanecznych, gdzie miałam okazje poznać inne style tańca, a co najważniejsze ludzi z tą samą pasją. Taniec jazzowy, współczesny, aż po style uliczne jak hip-hop, break dance. Nie mogłabym pominąć tańca towarzyskiego, który jest niezwykle ekscytujący!
Jaki styl bym nie wybrała, w każdym znajdę coś swojego. Emocje, które towarzyszą w tańcu są nie do opisania. Współgranie z muzyką, swego rodzaju harmonia.
Trenerka kiedyś mi powiedziała, że taniec jest jak lustro, które odbija nasze mocne i słabe strony.
Można wyrazić różnorodne emocje, poczynając od tych opromienionych radością życia, po te ciemne, negatywne oplatające duszę niczym złowrogi lew gotowy do ataku.
Jak mawiała jedna z przedstawicielek tańca współczesnego – Ruth St. Denis – „Ciało jest naturalnym instrumentem; wyraża wibrację życia pełną ekstazy, piękna lub odbija negatywne stany, takie jak strach, nienawiść, uprzedzenia lub fałszywy egotyzm. Taniec stanowi żyjącą rzeźbę nas samych…”.
Ta myśl towarzyszy mi do dziś.